Przytuliska u Wandy działające na terenie Wielkopolski podzieliło się historią Pinia. Mały piesek z chorym sercem trafił do placówki po śmierci swojego właściciela, co było dla niego ciężkim przeżyciem. W ubiegłym roku znalazł nową, kochającą rodzinę i wydawało się, że jego życie znów będzie już tylko pełne radości i spokoju. Niestety, przez nieodpowiedzialność niektórych ludzi, sylwestrowa noc okazała się być ostatnią w jego życiu.
Stres związany z wybuchami fajerwerków okazał się zbyt duży dla chorego serca psa. Mimo wysiłków rodziny, która starała się zapewnić mu spokój w tym trudnym dla zwierząt czasie, huki okazały się zbyt częste i stresujące.
Przytulisko zwróciło się do fanów fajerwerków:
„Dziękujemy Wam, drodzy wielbiciele fajerwerków. Zawsze powtarzacie, żeby nie przesadzać, że to raz w roku, że poboją się i przestaną, zgadza się? Dzięki Wam Pinio przestał się bać. Przed odejściem z tego świata przez petardy przeżył koszmar, ale to przecież wielka tradycja, prawda?” – napisano w poście w mediach społecznościowych
Przytulisko dodaje, że także liczba zgłoszeń odbieranych w Sylwestra i 1 dzień stycznia o psach, które wystraszone hukami uciekły z domu lub zerwały się ze smyczy pokazuje, że „nie są to niczyje wymysły a dramatyczne fakty”.
Rodzina Pinia rozpoczęła nowy rok od tragedii i nie kryje żalu do osób, które w XXI wieku nadal uważają fajerwerki za rozrywkę.
„Tak bardzo żal, że odszedł przez ludzką bezmyślność i znieczulenie” – napisała właścicielka psa